Patrzę przez okno i czuję wszystkimi zmysłami jak Matka Natura kocha samą siebie. Głaszcze swoje dzieci powiewem wiatru, ogrzewa promieniami słońca. Nie ma znaczenia czy to jest chwast czy piękny  kwiat. Tak samo traktuje węża i motyla. Każda z istot ma swoje miejsce w naturze, które przyjmuje z szacunkiem i zrozumieniem.

Czy ja potrafię tak kochać siebie? Bezgranicznie i bezwarunkowo?   

Moje przekonanie, że zaakceptowałam siebie w pełni, że kocham siebie taką jaka jestem było od dawna pełne. Aż kilka dni temu pojawił się u mnie atak alergii. Zapytałam swoją duszę: po co mi to doświadczenie? Po co mi ból i cierpienie? Po co przyszło do mnie znowu trudne doświadczenie? Czegoś jeszcze nie wiem o sobie? Pozostał we mnie jeszcze ciemny cień uczuć, których nie jestem świadoma? Przyszedł czas na kolejną zmianę, na kolejny zakręt?

Od kilku dni znowu tłucze się we mnie kolejne zdanie oczekujące na odpowiedź, na zrozumienie: „ To nie tak”.  Co jest nie tak? A jeżeli nie tak, to jak? Szukałam odpowiedzi w sobie, aż otrzymałam………. atak alergii.

Pytam moją duszę: czy naprawdę nie możemy inaczej się rozwijać , tylko poprzez ból, poprzez cierpienie? Dlaczego nie umiemy zadać sobie pytania: po co to do mnie przyszło?, gdy otrzymujemy doświadczenie piękne i miłe.  Potrafi nas zatrzymać trudna chwila choroby, bólu czy cierpienia a nie potrafi chwila zachwytu.

Ano, tak jest póki co.

A dlaczego zapukała do mnie dusza przez alergię? Ano, żebym spojrzała na ten ciemny cień. Czym on jest? Pozwoliłam, żeby do mnie przyszedł i się przedstawił – to był wstyd.

Czym  jest uczucie wstydu? To przecież nic innego jak odcień lęku przed brakiem zrozumienia, akceptacji,  przed plakietką „jesteś inny, jesteś dziwny”

Poszukałam we wspomnieniach momentu, gdy ostatni raz się wstydziłam. Okazało się, że to nie było wcale tak dawno. Moja akceptacja siebie nie jest wcale taka szczelna, taka pełna, skoro pozwoliła na wpuszczenie bólu z powodu alergii.

Tak, to oczywiste! Jak to „kocham siebie” ma być prawdziwe skoro wstydzę się, że mam duszę.

Przypomniała mi się bajka z dzieciństwa o królu, który dał się oszukać, bo nie potrafił się przyznać przed samym sobą, że nie widzi pięknych szat uszytych przez oszustów, którzy mu wmawiali, że mogą je dostrzec tylko ludzie mądrzy. W trakcie parady pełnej tłumów tylko dziecko odważyło się krzyknąć „król jest nagi!”.

Morał? Czy ja też potrafię już zrzucić ostatnią zasłonę i powiedzieć: nie będę już dłużej udawać ! nie mam potrzeby bronić się, nie ma przed czym.

Nadszedł czas, gdy ja też mam odwagę powiedzieć: tak mam duszę i kocham Ducha! Tak, jestem kim jestem!